Anna Dragan
marzec 18, 2014
[PL] Anna Dragan („Szyte nicią Ariadny, nicowanie, 2011): W 1994 roku w Galerii „Wieża Ciśnień” w Koninie znaleźliśmy się w zasięgu wiosennych, umownych przestrzeni „Obrazów zapamiętanych” na płótnach Joanny Imielskiej. Energia koloru tryskająca jak fontanny, ówczesne medium artystki, dała malarstwu tyle siły, że obrazy te stały się „zapamiętane” również dla odbiorcy po kilkunastu latach. Czuło się, że ta sztuka niesie doznania osobiste, zagarniając dookolny świat przyrody, że jest tym wszystkim, co w człowieku wrażliwe i młode.
Autorka była wówczas sześć lat po studiach na ASP w Poznaniu, ukończonych w pracowni Izabelli Gustowskiej, od której otrzymała dyplom z wyróżnieniem. Zatrudniona jako asystent w macierzystej uczelni na Wydziale Edukacji Artystycznej, od 1994 roku właśnie prowadziła pracownię rysunku. Dziś jest doktorem habilitowanym, profesorem nadzwyczajnym i dziekanem tegoż Wydziału. W tym samym czasie, kiedy jej działalność naukowa pokonywała ko- lejne etapy, twórczość podlegała nieustającym metamorfozom. Nie podejmuję się łączyć tych procesów, wiadomo jednak, że w żadnej z dziedzin artystka nie wytracała aktywności.
Cieszmy się, że mogliśmy gościć jej wczesną wystawę. To klucz do źródeł tego malarstwa, przetwarzanego coraz to misterniej aż po formy abstrakcyjne, ale zachowującego wciąż tę samą pierwotną siłę i energię osobistego przekazu.
Joanna Imielska wypowiada się kolorem, ale i liściem, rybką, kamykiem, wazonem szklanym, małymi cytatami ze „świata zapamiętanego”. Buduje z nich obrazy płaskie, mozaikowe, często obramowane jak ikona lub gobelin, czy też wzbogacone jednostronnie szerokim paskiem, na którym znajdziemy małe, zabawne żyjątka, rośliny albo gadżety – symbole. Figurki te, wyprowadzone z kompozycji, są zarazem nośnikiem jej osobistego stosunku do projekcji wyobraźni czy pamięci i przywiązanych do nich znaczeń.
Na dalszym etapie przetworzeń ta żywiołowa podskórnie i coraz bardziej uporządkowana formalnie sztuka zmierzyła się z geometrią form doskonałych: leitmotivem stały się tu koła, kwadraty i trójkąty równoramienne, które napór ekspansywnych, osobistych motywów ratują przed chaosem. Przewodnikiem myślenia jest linia porządkująca, przeplatająca się niekiedy z nieregularnymi liniami w pejzażu.
Joanna Imielska stworzyła wiele cykli obrazów i rysunków dużego formatu, których wzajemne relacje mają coś z tezy i antytezy. Podczas gdy w malarstwie żywy kolor opalizuje a przedstawienia uderzają ekspresją, rysunki pozostają przy zestawach monochromatycznych, ostatnio wręcz barwach zredukowanych do ledwie zaznaczonych brązów i szarości, i mają w charakterze coś z analitycznej, intelektualnej próby kontrolowania przyrodzonych sił twórczych. W efekcie powstały uroczo scharakteryzowane środkami malarskimi pejzaże, miasta, przedmioty. Ale przedstawianie nie jest głównym celem Joanny Imielskiej. Artystka stara się penetrować swoją sztuką prawdy egzystencjalne, dotykając metafizyki.
Na wystawie, którą oglądamy w „Wieży Ciśnień” w 2011 roku (w siedemnaście lat po naszej pierwszej), znajdziemy najnowsze rysunki, kontynuujące dwa wcześniejsze cykle: „Labirynt” i „Czas”. Oba cykle zazębiają się. Miarą rzeczywistości jest czas. Wraz z postępem czasu życie okazuje się labiryntem. Twórczość potrzebna jest tu niczym nić Ariadny.
Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek mógł być lepszym przewodnikiem po wystawie Joanny Imielskiej niż ona sama. Jak rzadko zdarza się to malarzom, artystka posługuje się giętkim i wrażliwym słowem, co można poznać po licznych tytułach jej indywidualnych wystaw (w sumie było ich około pół setki) oraz towarzyszących im wypowiedziach. Intencje prowadzące motyw czasu w jej twórczości zostały przez nią opisane w 2007 roku (patrz strona internetowa www.joanna-imielska.yoyo.pl/) i nie straciły na aktualności.
W 2001 roku rozpoczęłam prace nad cyklem rysunkowym, który nazwałam: „Czas”. Linia jest głównym elementem budującym te prace, musiałam znaleźć dla niej odpowiednią formę. Poszukiwałam również materii, która ulega zmianom kształtu i koloru na przestrzeni czasu. We wcześniejszych moich pracach poruszałam już problem czasu, ale głównie interesowała mnie jego cykliczność, kolejne fazy przemijania i odradzania, odnajdywałam tę cykliczność w naturze. Teraz wybrałam liniową naturę czasu, jego ciągłość, zmienność i nieprzewidywalność (…)
(…) czasu nie można zatrzymać ani odwrócić. Każdy z nas posiada swój własny, wewnętrzny „czas”. W moją teraźniejszość wplatam przeszłość i w tym momencie mój czas przemienia się w dwa rodzaje linii. Jedna wydaje się delikatna, jedwabna… oczko po oczku tworzy koronkową strukturę czasu. Ale w rzeczywistości jest to linia solidna, mocna, ciągła, biegnąca ku przyszłości.
Jest to czas, który się nie spieszy… narasta powoli, spiralnie niczym słoje drzewa. Druga linia swoją ciągłą strukturę zmienia w przerywaną, traci wy- razistość, podobnie jak obrazy z przeszłości.
Czas traktuję jak płaszczyznę wielowarstwową, wszystko stanowi prześwitującą tkaninę, pełną znaków, linii i kresek, kropkowań, koronek, organicznych materii. Figury, czytelne w swojej istocie są faliste i miękkie, kruszeją ich kontury. Moje linie wkradają się w linie ukształtowane przez naturę, splatam je w jeden organizm… idę tropem tej natury, ale jednocześnie szukam własnych ścieżek. Stosuję powtórzenia form, które już wcześniej pojawiały się w moich pracach. Kwadrat i koło nadal stanowią podstawę kompozycji.
W pracach z cyklu „Czas” odwołuję się do barw natury (…) aby uchwycić sens przemijania, pokazać kolejne fazy zaniku intensywności koloru, jego kruszenie, matowienie, wyciszenie.
W cztery lata po opublikowaniu tych słów, na wystawie konińskiej spotkamy się z dalszą fazą tego procesu twórczego.
Tekst do wystawy „Rysunki”, która miała miejsce w Galerii Sztuki „Wieża Ciśnień“ w Koninie w 2011 r.