Joanna Imielska
maj 22, 2021
[PL] Joanna Imielska („Anatomia czasu“, 2020):
Na początku artystycznej drogi nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo wszystkie moje prace dotykają natury czasu. Wcześniejsze cykle takie jak: 4 pory roku (1990–1992), Kamienie (1994–1996), Ślady (1996–1997), Znaki (1996–1999), Linie (1997–1999) posiadają zalążki czasu „ukrytego”, który „rangę autonomicznego znaku wypełnionego symboliczną treścią” osiąga w kolejnych realizacjach.
Czas / Czas na ogrody
Wszystko zaczęło się w 2001 roku od cyklu rysunków, który zatytułowałam Czas (2001–2017). Wykorzystałam w nich cykliczność czasu, kolejne fazy przemijania i odradzania, ale ostatecznie wybrałam liniową naturę czasu, jego ciągłość, zmienność i nieprzewidywalność. I tak jak w Heraklitowej rzece „nic dwa razy się nie zdarza”, mój czas jest dynamiczny, nie można go zatrzymać ani odwrócić.
Uznałam, że granica pomiędzy tym, co „było”, a tym, co „jest” i „będzie”, jest płynna:
„Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości”…
„Swoiste «tkanie» kształtów mogłoby, jak podkreśla Imielska, przebiegać w nieskończoność, gdyby nie granice płaszczyzny, gdyby nie ustalone wcześniej zarysy dużych obszarów wydzielonych na powierzchni pracy. Powstaje w ten sposób rodzaj «pamiętnika» form. Artystka podporządkowuje swe dzieła tytułowi Czas, dodając oznaczenia cyfrowe, punkt ciężkości zostaje więc przeniesiony w nich na aspekt realizacyjny. Przypomina to nieco założenia «obrazów liczonych» Romana Opałki. Różnica polega jednak na tym, że zamiast odmierzania jednolitego, linearnego upływu czasu, co wyrażane jest u Opałki kolejnymi cyframi, tutaj mamy do czynienia z sugestią nakładania się wielu wymiarów czasu”.
I tak jak Czas notuje przede wszystkim proces przemijania, tak Czas na ogrody (2006–2017) rejestruje proces odradzania, stwarza wrażenie, że jesteśmy w stanie przekształcić świat w zdecydowanie lepszy niż ten, w którym obecnie żyjemy. Posiadamy naturalną, wręcz wrodzoną potrzebę pielęgnowania marzeń – nawet tych najbardziej nierealistycznych – które nadają sens naszemu życiu.
„Przeżywanie czasu – «strzałka czasu» – jest w pracach Imielskiej wyraźnie odczuwalna. Patrząc na jej pajęczynowe rysunki, odczuwam próby scalania rozbiegającego się świata – entropii – własności zdecydowanie niestabilnych układów dynamicznych. Nie tylko Kosmos się rozbiega, rozbiegają się ludzie, rozsypują się więzi emocjonalne, czas zaczyna nas dzielić i niszczyć. Być może spokój, skromność i wyciszenie prac Imielskiej, prac, które nie wdzierają się do naszych umysłów siłą koloru, kontrastu i krzyku, a cicho istnieją, to wyciągnięta ręka, to głos pojednania, to zaproszenie do refleksji nad oddalającą się harmonią życia i natury. Prace Joanny to opowieść o jej życiu, zgodna z Jej temperamentem, z Jej doświadczeniami, absolutnie szczera i prawdziwa” .
Labirynty
„Każda sztuka, która opiera się na obserwacji natury, w końcu doprowadza do zmiany sposobu jej widzenia. Dotychczas włączony był w te ramy cały proces kulturowy; artysta obserwował przyrodę: jego dzieło znajdowało miejsce w kulturze danego czasu, a kultura ta pośredniczyła między człowiekiem a przyrodą. W społeczeństwach postindustrialnych relacja ta już nie zachodzi. Kultura tych społeczeństw biegnie równolegle do przyrody i jest zupełnie od niej oddzielona. Wszystko, co wchodzi do tej kultury, musi zerwać swoje powiązania z przyrodą”.
Kolejną odsłoną czasu są Labirynty (2008–2012), w których próbuję znaleźć równowagę między naturą a kulturą. Początkowo moje miasta ukryte w Labiryntach były ścieżkami natury w mikroskali, które z czasem przemieniły się w ścieżki miast w makroskali – wykorzystałam w nich plany miast. Te dwa światy, zdawałoby się, tak odległe okazały się niemalże jednakowe, naznaczone czasem, przemijaniem, niepokojem, a nawet zagrożeniem. „W przestrzeniach takich jak labirynt przekraczamy nieustannie jakieś granice, podróżujemy w nich naprawdę, nawet jeśli cel jest tu tylko symboliczny, i dzieje się to wszystko w całkiem innym rejestrze aniżeli myślenie o podróży czy oglądanie obrazków miejsc, do których pragnęlibyśmy się przenieść”.
Labirynt jest dla mnie pojęciem wieloznacznym, po części magicznym i przez to niezwykle fascynującym, labiryntowi towarzyszy nieustanny element gry, a wybór dróg stanowi ekscytującą i niepozbawioną strachu wędrówkę. W moich labiryntach podróżuję naprawdę, wybieram drogi, podejmuję decyzje – czy słuszne, nigdy się nie dowiem.
24 godziny / Zapisane godziny
„Widzimy niepokojący ruch i niemal słyszymy złowrogie tykanie, a gdzieś z oddali rytmiczny oddech i bicie serca”.
W pracach zatytułowanych 24 godziny (2010) i Zapisane godziny (2011–2013) interesuje mnie mój własny, wewnętrzny czas. Prześladuje mnie świadomość ciągłego ruchu i ta niemożliwość zatrzymania zegarów… Czas przyśpiesza coraz bardziej, precyzyjnie odmierza jednostki: godziny, minuty, sekundy, setne sekundy, a nawet tysięczne; fizyka wykorzystuje mikrosekundy (milionowe części sekundy), pikosekundy (bilionowe części), a nawet femtosekundy (biliardowe części). Astrofizyk John Gribbin pisze: „[…] czas wcale nie płynie nieubłaganie naprzód z niezmienną prędkością, którą wskazują nasze zegary i kalendarze; natura czasu pozwala go wyginać i zakrzywiać, przy czym efekt końcowy różni się w zależności od tego, z jakiego miejsca dokonuje się pomiaru”.
W 24 godzinach moje zegary nie posiadają cyfr i wskazówek, podobnie jak w pierwszych prawdziwych zegarach, takich jak Wieża Wiatrów w Atenach czy późniejsze, średniowieczne, wcale nie chodzi mi o dokładność pomiaru czasu, a raczej stworzenie obiektu pokazowego. Są to moje osobiste zegary, w które wprowadziłam różne rodzaje linii: zapisy EKG, rytmu snu, listy ujawniające niepowtarzalny indywidualny charakter pisma ich autorów. Nie jest tu ważne słowo, bardzo świadomie stosuję lustrzane odbicie tego zapisu, aby tekst nie był czytelny. W 24 godzinach „Imielska rezygnuje już prawie zupełnie z tradycyjnej i klasycznie pojętej formy przekazu; tylko narzędzia realizacji pozostawia klasyczne. Swoją, w stosunku do poprzednich prac, surową estetyką 24 godziny zaczynają przypominać najróżniejsze graficzne zapisy: partytury współczesnych utworów muzycznych, dzieła poezji konkretnej, zapisy urządzeń tachometrycznych czy wykresy badań kardiologicznych. W ten sposób Imielska zbliżyła się – może na jakiś czas i może w celach poznawczych – do obszaru sztuki pojęciowej, asamblażu i poezjografii”.
24 godziny są statyczne, mają zatrzymać czas, Zapisane godziny natomiast przybierają postać układów dynamicznych, kalejdoskopów, w których każdy element podlega prawu zmienności, nieprzewidywalności i nieustannemu przemieszczaniu się.
Czas – obrazy
„Kocha kwadrat – jedyny kształt niewystępujący w naturze (poza krystalografią) – wymyślony przez człowieka, który także ja uważam za apoteozę racjonalnej interpretacji rzeczywistości. Wszystkie swe ostatnie prace mieści w tym formacie”.
Piotr Potworowski mówił, że zanim malarz położy na płótnie kolorową plamę, najpierw musi spełnić dwa warunki: odkryć kolor i zakochać się w nim. Yves Klein, malując swoje Monochromy, zestawiał trzy kolory, którym przypisywał konkretne właściwości: czerwień to kolor życia, błękit – barwa ducha, złoto – barwa absolutu. W moich obrazach kolor traktuję z czułością, każdy jego odcień określa rodzaj emocji, ma działać na zmysły, porażać wzrok: Czerwonym, Pomarańczowym, Żółtym, Tęczowym, ma smakować jak egzotyczne owoce w upalne lato, kiedy temperatura sięga 39 stopni i nie pozwala zasnąć. Symbolika form geometrycznych ujawnia się Między 45 a 90 i w strukturach Czasopisania”.
„Tęczowy 2 to wielobarwna kompozycja zbudowana z niewielkich jednostek kwadratowych, do złudzenia przypominająca rozpikselowany obraz komputerowy. Skojarzenie z rzeczywistością wirtualną prowadzi refleksję nad sposobami pojmowania i przedstawiania czasoprzestrzeni na zupełnie nowe tory. Być może w pracy tej pobrzmiewa echo filozoficznej teorii symulacji Jeana Baudrillarda. Może wszystko, czego doświadczamy, jest tylko pozorem rzeczywistości, a sam czas jedynie konceptem, który pozwoliliśmy sobie narzucić i tylko od nas samych zależy, czy odnajdziemy jego inne perspektywy”?
Mikrokosmos
Mikrokosmosy (2013–2016) nawiązują do geometrii i sztuki optycznej. Poprzez swoje efekty świetlne i dynamiczne dotykają nieskończoności przestrzeni i czasu. „Prace Mikrokosmosów wprost uderzają feerią barw i efektów świetlnych jak odbity na płótnie obraz z kalejdoskopu. Dzieła te emanują energią witalną i rozbuchaną emocją, w pełni realizując postulat Kandinskiego, który właśnie w kolorze upatrywał narzędzie do poruszania odpowiednich tonów ludzkiej wrażliwości”. Bardzo trafnie ujął moje pojmowanie mikrokosmosu Jacek
Dyrzyński: „Ona wie, że między mikro- a makroświatem nie ma różnic estetycznych, że oba mogą być podnietą, prowokacją dla twórcy. Sądzę, że dlatego jej prace mają taką intelektualną konstrukcję, iż wielkie założenia atomizowane są drobnymi uderzeniami pędzla i piórka, które jak malarskie molekuły budują dopiero całość. Uważam, że jej mikro- i
makrokosmos wspaniale się uzupełniają – dostrzegamy urodę i monumentalność założenia,
jak też bogactwo drobin, które je budują. Sądzę, że podobnie patrzy miłośnik starożytności,
fascynując się sylwetką piramid, ale również ilością głazów, z których je kiedyś zbudowano”.
Sztuka czy sztuczki
W pracach pod tytułem Sztuka czy sztuczki (2016–2017) nasz ludzki czas staje się dla mnie pojęciem zbyt wąskim; konfrontuję go z czasem kosmicznym, wyobrażam sobie, że gdzieś w przestrzeni kosmicznej istnieją światy równoległe. Moja teoria brzmi: A jednak Ziemia posiada swoje odbicie we Wszechświecie. Chciałabym w to wierzyć, chciałabym, żeby w jakiejś odległej galaktyce pojawiły się: Planeta Skela, Planeta Akip, Planeta Aizyd.
Nasza galaktyka jest jedną z setek miliardów galaktyk, każda z nich zawiera zaś setki miliardów gwiazd. Najbliższa gwiazda – Słońce, oddalona jest od Ziemi o 149,6 milionów kilometrów, choć ta odległość zmienia się w toku ruchu orbitalnego naszej planety, światło tę odległość pokonuje w osiem i pół minuty. Nasze Słońce będzie jeszcze prawdopodobnie świecić około 5 miliardów lat. Czas i przestrzeń kosmiczna są dla mnie pojęciami niewyobrażalnymi.
Czy znajdujemy się w centrum Wszechświata, skoro obserwowane galaktyki oddalają się od nas? Kosmologiczna strzałka czasu jest zgodna z kierunkiem rozszerzającego się wszechświata. A co by się stało, gdyby nagle wszechświat przestał się rozszerzać i zaczął się kurczyć? Czy ludzie żyliby od starości do młodości, pamiętaliby przyszłość, a nie przeszłość, zegary chodziłyby do tyłu? Naukowcy wypowiadają się w ten sposób: kiedy świat zacznie się kurczyć, ludzie przestaną żyć, warunek zachowania termodynamicznej strzałki czasu jest tu niezbędny.
Psychologiczna strzałka czasu wyznacza kierunek moich prac z cyklu Sztuka czy sztuczki, nawiązuje do czasu jednokierunkowego, asymetrycznego i nieodwracalnego, jednoznacznie płynie od przeszłości do przyszłości, nigdy odwrotnie.
Zastosowałam w tych pracach prostą sztuczkę – odbicie za pomocą kalki, która pozwoliła mi zwielokrotnić byty, jednak czytelność ich zanika wraz z piątą odbitką. W pracach O niepamięci i Krótka pamięć poruszam problem słabnięcia i wygaszania naszej pamięci. Zastanawiałam się, co czuje człowiek pozbawiony pamięci, jak odczytuje świat roztaczający się wokół niego. Może żyje wtedy w czasie urojonym – pojęcie to wprowadzają teoria względności i mechanika kwantowa – mierzonym za pomocą urojonych liczb, w którym znika różnica pomiędzy czasem a przestrzenią, bez przeszłości i przyszłości wyznaczających czas rzeczywisty?
Miasta: Ostrava / Szanghaj / Pekin / Leszno / Nowy Jork / Sieber
„Z miastami jest jak ze snami: wszystko, co wyobrażalne, może się przyśnić, ale nawet najbardziej zaskakujący sen jest rebusem, który kryje w sobie pragnienie lub jego odwrotną stronę – lęk”.
Są miejsca, do których wielokrotnie powracam. Miastem moich powrotów jest między innymi czeska Ostrawa. Urzekło mnie to miasto, o którym Jaromir Nohavica śpiewa: „gorzkie miasto”, „czarna gwiazda”, „czarne serce”, ale jednak w tym mieście „wypełnia się jego los”. Ostrawa położona w kraju morawsko-śląskim, otoczona trzema rzekami: Odrą, Opawą i Ostrawicą, przeszła metamorfozę, otrzymała drugie, a może kolejne – patrząc na jej ciekawą i długą historię – życie. Podzielona jest na dwadzieścia trzy dzielnice, z których najbardziej urzekła mnie Ostrawa – Witkowice z Zakładami Wysokich Pieców i Kopalnią Hlubina, z kompleksem domów mieszkalnych, podobnych w klimacie do katowickiego Giszowca i Nikiszowca opisanych w książce Małgorzaty Szejnert Czarny ogród. Ostrawa stała się inspiracją dla moich prac, stworzyłam w nich własny system znaków – rebusy i zaprosiłam do ich odczytania. Funkcjonujemy przecież w systemach znaków, jesteśmy od nich zależni, istnieje jakaś „wewnętrzna konieczność” ich tworzenia i posługiwania się nimi. „Człowiek cały jest znakiem, jego myśl jest znakiem, jego wzruszenie jest znakiem”. Sejsmograficzne zapisy otrzymane z Obserwatorium Astronomicznego i Planetarium im. Johanna Palisy w Ostrawie potraktowałam jako swoiste wykresy EKG Ostrawy, na które naniosłam tkankę miasta i zawarłam w tytułach prac ukryte symbole: Złota Róża, Vitkovice, 3 Słońca, A jednak zielone wzgórza, Czarna Gwiazda nade mną, 17 metrów pod Ziemią, Planetarium, Colours of Ostrava.
Szanghaj i Pekin to kolejne miejsca zaznaczone na mapie moich podróży, miasta podobne i sprzeczne jednocześnie. W pracach z cyklu Szanghaj (2018–2019) nawiązuję do sztuki Chin, do kaligrafii, czerni chińskiego tuszu i czerwieni pieczęci. Napisałam pamiętnik z osiemnastu dni spędzonych w Szanghaju. Pierwszego dnia przywitał mnie tajfun, a potem księżyc w pełni i księżycowe ciasteczka na Święto Środka Jesieni. Zapamiętałam pierwsze słońce, które pojawiło się nad tym ponurym dotąd miastem. Przemieszczałam się między ciasno zabudowanymi ulicami Bundu, Wieżowcami sięgającymi chmur na Pudongu, zapamiętałam długi spacer do Ogrodu Botanicznego, zachwycający Guilin Park z Drzwiami Księżyca, Lilie wodne, Czerwonego Smoka z Ogrodu Yu, Płynący przez Ogród Yu strumień, a na pożegnanie z Szanghajem Czerwone słońce na 1 października i ponownie tajfun. Gdzieś między kwadratem a kołem, między ziemią a niebem położone było niezapomniane Muzeum Szanghajskie.
Potrzebowałam więcej czasu, żeby opisać swój Pekin, cykl prac powstał dopiero w 2019 i 2020 roku. Pekin, w przeciwieństwie do Szanghaju, który jest wypowiedzią bardzo osobistą – ma charakter zdecydowanie ogólny, uniwersalny, stanowi rys historyczny, oscyluje między tradycją i współczesnością. Jest to dla mnie miasto o przeciwstawnych symbolach, jak taoistyczne yin i yang z uzupełniającymi się siłami: słońcem i księżycem, dniem i nocą, latem i zimą, radością i smutkiem, ogniem i wodą, wiatrem i ziemią, liczbami nieparzystymi i parzystymi. Zdecydowanie bardziej preferuję dawny Pekin ze Świątyną Nieba, Zakazanym Miastem, Pałacem Letnim, Parkiem Zhongshan i Świątyną Lamajską. Prace wpisałam w oryginalny, przywieziony z Chin papier z półkolistym kształtem na złotym tle. Wykorzystałam kształt wachlarza, przedmiotu, zajmującego ważne miejsce w historii Chin i bardzo popularnego obecnie, przedmiotu codziennego użytku oraz przedmiotu dekoracyjnego z różnymi motywami: ważnymi wydarzeniami, scenami z życia, architekturą, pejzażami, kwiatami. Dopisałam swoje wachlarze.
W 2014 roku odkryłam Góry Harzu, położone w środkowych Niemczech na terenie Saksonii-Anhalt i Dolnej Saksonii. Przyjeżdżając w Góry Harzu, zatrzymuję się w Sieber, małej miejscowości leżącej około dziewięciu kilometrów od Herzberga am Harz. Sieber położone jest nad rzeką o tej samej nazwie, zatopione między górami, sprawia wrażenie uśpionej i wyludnionej osady. Podobają mi się ta cisza i to opuszczenie, jakbyśmy świat oglądali z lotu ptaka, „jakby ludzie nie istnieli, jakby istniało tylko to, co stworzyli i w czym się chowają. Widać ich mieszkania i drogi, które je łączą, widać dym wznoszący się z ich domów i zakładów produkcyjnych, widać pojazdy, w których siedzą, ale samych ludzi nie widać. A przecież oni obecni są wszędzie na obliczu ziemi”… Kiedy wyruszam w góry, między innymi na Groβe Knolle lub Hanskühnenburg, całkowicie stosuję się do japońskiej zasady shinrin-yoku, co można dosłownie przetłumaczyć jako „zażywania kąpieli w lesie”. Choć na początku mam wytyczone szlaki, to w rezultacie dochodzę tam, gdzie zaprowadzą mnie wyobraźnia i moja pomocna mapa, spaceruję w milczeniu, nie spieszę się, wykorzystuję wszystkie moje zmysły dla lepszego przeżycia i poznania tego miejsca, słucham muzyki lasu, chłonę jego zapach, oddycham powoli i głęboko czystym powietrzem, smakuję znakomitej wody, podziwiam krajobraz, staram się zapomnieć o czasie, jestem tu i teraz… A potem, kiedy wracam do Sieber, do Hotelu Zum Pass, porządkuję wszystkie moje wrażenia i przelewam je na papier.
Leszno nie jest kierunkiem moich podróży, jest po Bydgoszczy i Poznaniu trzecim miastem, z którym jestem związana w szczególny sposób, już wcześniej dedykowałam temu miastu prace z cyklu Labirynty (2008) i Zapisane godziny (2012), w 2018 roku zapisało się ono w Ziarnku prawdy. Realizując prace z tego cyklu (Kartki z pamiętnika i Listy do…), inspirowałam się legendami z terenów leszczyńskich, między innymi o Rycerzu Wieniawie Pierścieniu, Skarbach Twardowskiego, Białej damie w zamku rydzyńskim, o Śmiałku-Pastuszku oraz informacjami z „życia Leszna” zaczerpniętymi z codziennych gazet. Próbowałam te dwa światy powiązać, znaleźć bezpośrednie przełożenie między czasem dawnym a obecnym, znaleźć analogię między legendą a faktem. Prace przybrały charakter widokówek i listów umeszczonych w kopertach, gotowych do rozesłania.
Jestem pod ogromnym wrażeniem Nowego Jorku. Już podczas pierwszej podróży do tego miasta w 2017 roku uległam jego niezwykłej atmosferze; w 2018 roku to poczucie we mnie się utrwaliło. Mam nieustającą potrzebę zgłębiania wiadomości o tym mieście, moimi przewodnikami są między innymi: Janusz Głowacki, Magdalena Rittenhouse, Hanya Yanagihara, Atticus Lish, Edward Rutherfurd, Jennifer Egan, Małgorzata Szejnert, Kamila Sławińska, a potem konfrontuję to, co przeczytałam, z tym, co zobaczyłam. Miałam to szczęście, że mieszkałam na Manhattanie, na Greenwich Village, na 9th Street, zaraz obok Tompkins Square Park, nieopodal Washington Square. To było moje centrum, wyruszałam z niego pieszo, metrem, czasami autobusem w różne miejsca, które koniecznie trzeba było zobaczyć: Most Brooklyński, Statuę Wolności, niezwykły World Trade Center Memorial, przespacerować się 5th Avenue, nie omijając Broadwayu i Flatiron Building, popłynąć łodzią po jeziorze w Central Parku, znaleźć się wieczorem na Times Square, przejść od początku do końca High Line, pojechać kolejką linową na Roosevelt Island, przywitać się z Oceanem Atlantyckim na Coney Island, a wieczorem pójść do Metropolitan Opera na Normę Vincento Belliniego albo do Carnegie Hall na koncert Polish Landscapes. Wielokrotne powracałam do Metropolitan Museum of Art, Museum of Modern Art MoMa, New Museum of Contemporary Art, Guggenheim Museum, Whitney Museum of American Art, Frick Collection, The Cloisters, Brooklyn Museum, galerii SoHo. W mojej pamięci pozostaną wspaniałe wystawy Louise Bourgeois, Judy Chicago i Georgii O’Keeffe. Wymienione miejsca posłużyły za tytuły moich prac, które zadedykowałam Nowemu Jorkowi. Manhattan jest dla mnie geometryczny, z uporządkowaną siatką ulic przecinających się ze sobą pod kątem prostym, z geometrią, która odrywa się od ziemi i przenosi wraz z architekturą wysoko ponad głowami, dotyka nieba. Manhattan wpisał się w moje wcześniejsze gry i zabawy z geometrią.
Prace nawiązują do kartek pocztowych wysyłanych z podróży, kiedyś bardzo popularnych, obecnie zastąpionych przez znacznie szybsze i wygodniejsze formy przekazu informacji. Są to rysunki, akwarele, kolaże, w których bardzo ważną rolę odgrywają teksty: moje notatki oraz informacje zaczerpnięte z przewodników i książek o Nowym Jorku. W procesie twórczym na nowo odkrywałam to miasto, nie próbowałam niczego przyśpieszać, prace przybrały charakter osobliwych mandali, wszystko płynęło i narastało swoim rytmem pełnym harmonii, skupienia i spokoju.
„Cóż to bowiem znaczy opisać miejsce? Trzeba oczywiście oddać całą jego fizyczną namacalność – jego kształt, obraz, światło, zapach, barwę powietrza, kolor ziemi, przeźroczystość nieba; trzeba umiejscowić je w szerszej przestrzeni, ulokować na mapach. Lecz nawet wtedy, gdy wyłoni się obraz najbardziej drobiazgowy, szybko okaże się niewystarczający, ponieważ będzie statyczny i niezmienny. Dlatego należy podjąć następny krok i przydać miejscu czas – wtedy dopiero opowieść ruszy z kopyta, a miejsce ożyje”.
Archeologia z mojej szuflady
W 2019 roku pojawił się kolejny wątek zanurzony w moim „czasopisaniu”, nazwałam go Archeologią z mojej szuflady, spotykają się w nim różne czasy, przestrzenie i pamięci.
Dawne przedmioty, drobiazgi ważne i nieważne zamieszkują zakamarki domu, szaf, półek, szuflad, leżą cicho, ukryte dla moich oczu, nieobecne w mojej pamięci, oczekują na ten właściwy czas, aby się ujawnić. Zamieszkałam pośród tych „osieroconych rzeczy” i nawiązałam z nimi „współpracę”. Czy naruszam prywatność dawnych właścicieli, gdy korzystam z ich mebli, jem z ich talerzy, zaparzam herbatę w porcelanowych dzbankach, gdy czytam pozostawione przez nich listy, dokumenty, książki, dotykam pamiątek, oglądam albumy ze zdjęciami, na których przedstawione postaci często ujawnione są w otoczce intymności? I chociaż mogłabym podążyć za słowami Katarzyny Kędzierskiej, że: „rzeczy to tylko rzeczy. Mogą być piękne, mogą być użyteczne, mogą mieć moc przywoływania wspomnień, ale to nadal tylko rzeczy. Nie będą mnie kochać ani się ze mną przyjaźnić”, to jednak bliższe jest mi stwierdzenie: że „człowiek jest potrzebny rzeczom, ale też one jemu. Ludzkość zaczyna się z rzeczami; zwierzęta nie mają rzeczy, zauważa francuski filozof Michel Serres. „[…] Więc rzeczy – wehikuły pamięci – zinwentaryzowane i zabezpieczone, trafiają do nowych właścicieli albo rozpadają się tu, na miejscu – każda inaczej, zależnie od materii, z której je stworzono”.
Przedmioty po latach nabierają szczególnej wartości. Nawet w najprostszych i z pozoru nic nieznaczących ukryte są jakieś zadziwiające piękno, okruchy życia, jakaś cząstka osoby, która je wykonała lub używała, zapach nienależący do tu i teraz, kolor zżółkniętej kartki, patyna, rdza… Każdy z nas na swój sposób tworzy „swoistego rodzaju indywidualne muzea i archiwa. Pozbycie się ich budzi lęk przed zubożeniem własnego Ja”.
Kolejna odsłona Archeologii z mojej szuflady zawarta jest w słowach Zbigniewa Herberta, że trwałość przedmiotów przypomina nam naszą nietrwałość, i w wersach Wisławy Szymborskiej: „Korona przeczekała głowę / Przegrała dłoń do rękawicy / Zwyciężył prawy but nad nogą / Mój wyścig z suknią nadal trwa”.
To prawda, że przedmioty potrafią przetrwać ludzi, ale to właśnie ludzie nadają im sens i dlatego opuszczone przez ludzi, zostają tego sensu pozbawione, chyba że zostaną na nowo przygarnięte i otoczone opieką. Wszystko, czym się otaczamy, czego dotykamy, każdy przedmiot „jest od swoich początków w nieustannej przemianie, w każdym ułamku sekundy inny, stwarzany na nowo, niepodobny do siebie samego sprzed chwili. Że jak pisze w Pierścieniach Saturna W.G. Sebald – «nic nie ma stałości. Na każdej nowej formie kładzie się już cień zniszczenia»”.
Pragnę wydobyć z chaosu rzeczy odnalezionych te najważniejsze dla mnie, poznać ich historię, ale również nadać im nowe znaczenia, nowy sens, obdarzyć „nieskończonym potencjałem zmiany”, poprzez najnowsze prace chcę stworzyć moje własne opowiadanie o bliskich mi ludziach i miejscach „do trwań jej niegdysiejszych mieszkańców dolepiam moje trwanie, na ich śladach odciskam swój ślad – tworzę teraźniejszość dla tych, którzy nadejdą po mnie. Każda teraźniejszość bowiem, czy obecna, czy przyszła, twierdzi francuski archeolog Laurent Olivier, «składa się zasadniczo z palimpsestu wszystkich trwań z przeszłości, które zostały zapisane w materii»”.
Prof. Andrzej Klimczak-Dobrzaniecki, ASP Wrocław, fragment recenzji w związku z postępowaniem o nadanie Joannie Imielskiej tytułu profesora sztuk plastycznych, 2013.
Tamże.
W. Szymborska, Trzy słowa najdziwniejsze, [w:] Widok z ziarenkiem piasku, Wydawnictwo a5, Poznań 1996, s.182.
Prof. zw. dr hab. Grzegorz Sztabiński, ASP Łódź, Uniwersytet Łódzki, fragmenty recenzji prac w związku z przewodem habilitacyjnym Joanny Imielskiej, 2003.
Prof. Wojciech Müller, ASP Poznań, fragmenty recenzji prac w związku z przewodem habilitacyjnym Joanny Imielskiej, 2003.
J. Berger, O patrzeniu, przekł. S. Sikora, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999, s. 196.
R. Solnit, Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne, przekł. A. Dzierzgowska i S. Królak, Wydawnictwo Karakter, Kraków, 2018, s. 111.
J. Gongała, Zapisane godziny Joanny Imielskiej, tekst do wystawy: Zapisane godziny, Galeria Wspólna, Bydgoszcz 2014.
A. Toffler, Trzecia fala, przekł. E. Woydyłło, PIW, Warszawa 1986, s. 348.
Prof. Andrzej Klimczak-Dobrzaniecki, ASP Wrocław, dz. cyt.
Prof. Jacek Dyrzyński, ASP Warszawa, fragmenty recenzji prac w związku z przewodem habilitacyjnym Joanny Imielskiej, 2003.
Są to tytuły prac z cyklu Czas – obrazy (2003–2016).
J. Gongała, Zapisane godziny Joanny Imielskiej, dz. cyt.
Tamże.
Prof. Jacek Dyrzyński, ASP Warszawa, dz. cyt.
I. Calvino, Niewidzialne miasta, Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., Warszawa 2002, s. 33.
Po raz pierwszy Ostrawę odwiedziłam w 2012 r. w związku ze współpracą z Uniwersytetem Ostrawskim. Miałam tutaj cztery wystawy (trzy indywidualne i jedną zbiorową), mam tu przyjaciół, z którymi chętnie się spotykam i współpracuję.
Utwór Ostravo, kompozycja i tekst: Jaromir Nohavica, 2003, [w:] Babylon, CD, 2003.
E. Benvenist, Znak, styl, konwencja – Semiologia języka, przekł. K. Falicka, Czytelnik, Warszawa, 1977, s. 12.
W 2016 r. miałam wystawę: Kalejdoskopy w Galerii Mira, która mieściła się w Obserwatorium Astronomicznym i Planetarium im. Johanna Palisy w Ostrawie. Z obserwatorium otrzymałam wydruki zapisów sejsmograficznych Ostrawy i okolic – jest to teren górniczy, stale monitorowany. Te zapisy potraktowałam jako EKG Ostrawy i odniosłam je do moich wcześniejszych prac: Labiryntów, 24 godzin, Zapisanych godzin, w których wykorzystywałam swoje zapisy EKG.
Podróż do Chin odbyłam w 2016 r. w ramach współpracy między Uniwersytetem Artystycznym w Poznaniu a Shanghai Normal University w Szanghaju.
Są to wybrane tytuły prac z cyklu Szanghaj, prace powstały w 2018 r., technika: tusz, cienkopis na papierze, 17 × 23 cm.
Moje wyjazdy do Sieber rozpoczęły się w 2014 r. na zaproszenie właścicieli Hotelu Zum Pass, państwa Teresy i Zygmunta Liberskich. Do tej pory odwiedziłam to miejsce osiem razy, przyjeżdżam tutaj na plenery ze studentami, organizuję wystawy i spotkania artystyczne.
W.G. Sebald, Pierścienie Saturna. Angielska pielgrzymka, przekł. M. Łukasiewicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, s. 106.
H. García, F. Miralles, Shinrin yoku. Japońska sztuka czerpania mocy z przyrody, przekł. M. Skowron, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2018, s. 12.
Od 1988 r. jestem związana z Lesznem głównie przez bliskość zamieszkania (mieszkam w Pępowie, które oddalone jest od Leszna o 46 km) oraz Galerię MBWA w Lesznie.
B. Świderski, Ilustrowany opis Leszna i ziemi leszczyńskiej, Księgarnia A. Krajewicza, Leszno 1928.
O. Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012, s. 135.
M. Sznajderman, Pusty las, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, s. 194.
K. Kędzierska, Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2016, s. 128.
M. Sznajderman, Pusty las, dz. cyt., s. 192.
K. Kędzierska, Chcieć mniej…, dz. cyt., s. 128.
W. Szymborska, Muzeum, [w:] Widok z ziarenkiem piasku, Wydawnictwo a5, Poznań 1996, s. 16.
M. Sznajderman, Pusty las, dz. cyt., s. 67.
Tamże, s. 24.
Tamże, s. 30.
[EN] Joanna Imielska („Anatomy of Time”, 2020):At the beginning of my artistic path I did not realize how much all my works touch the nature of time. Earlier series, such as: Four Seasons of the Year(1990-1992), Stones(1994-1996), Traces(1996-1997), Signs(1996-1999), Lines(1997-1999), have the seeds of “hidden” time which achieves “the rank of an autonomous sign filled with symbolic content”[1]in subsequent realizations.
Time / Time for Gardens
It all began in 2001 with a series of drawings that I called Time(2001-2017). I used in it the cyclic nature of time, the successive phases of passing and rebirth, but finally I chose the linear nature of time, its continuity, changeability and unpredictability. And as in the Heraclitean river “nothing can ever happen twice”[2], my time is dynamic, it cannot be stopped or reversed.
I have decided that the borderline between “was”, “is” and “will be” is fluid:
“When I pronounce the word Future,
the first syllable already belongs to the past”[3]…
“But for the boundaries of the plane, but for the pre-determined outlines of the large areas separated on the surface of the work, a specific ‘weaving’ of shapes could, as Imielska emphasizes, run infinitely long. This way a kind of ‘diary’ of forms has been created. The artist has subordinated her works to the title Timeby adding digital markers, thus the focus has been shifted to the implementation aspect. This slightly resembles the assumptions of the ‘counted paintings’ by Roman Opałka. The difference, however, is that instead of measuring the uniform, linear passage of time, which is expressed in Opałka’s works with successive digits, here we are dealing with a suggestion of overlapping many dimensions of time”[4].
And just as Timerecords above all the process of passing – Time for Gardens(2006-2017) notes the process of rebirth, it creates the perspective that we are able to transform the world into a much better one than that we currently live in. We have a natural, even inborn need to cherish dreams – even the most unrealistic ones – that give meaning to our lives.
“Experiencing time – ‘the arrow of time ‘ is clearly felt in Imielska’s works. Looking at her cobweb drawings, I feel attempts to merge the diverging world – entropy – the properties of definitely unstable dynamic systems. Not only is the Cosmos diverging, people are diverging, emotional bonds are breaking down, time is beginning to divide and destroy us. Perhaps calmness, modesty and silence of Imielska’s works, the works that do not invade our minds with the power of colour, contrast and scream, but quietly exist, are the outstretched hand, a voice of reconciliation, an invitation to reflect on the receding harmony of life and nature. Joanna’s works are a story about her life, consistent with her temperament, with her experiences, absolutely sincere and true”[5].
Labyrinths
“All art, which is based on a close observation of nature, eventually changes the way nature is seen. Either it confirms more strongly an already established way of seeing nature or it proposes a new way. Until recently a whole cultural process was involved; the artist has observed nature: his work had a place in the culture of his time, and that culture mediated between man and nature. In post-industrial societies this no longer happens. Their culture runs parallel to nature and is completely insulated from it. Anything which enters that culture has to sever its connections with nature”[6].
Another presentation of time is Labyrinths(2008-2012), I try to find a balance between nature and culture in them. Initially, my cities hidden in the Labyrinthswere the paths of nature in the micro-scale, which in time turned into paths of cities in the macro-scale, I used city plans. These two worlds, apparently so distant, seemed almost the same, marked by time, passing, anxiety, and even danger. “In such spaces as the labyrinth, we cross over; we are really travelling, even if the destination is only symbolic, and this is an entirely different register than is thinking about travelling or looking at a picture of a place we might wish to travel to”[7].
The labyrinth is for me an ambiguous notion, partly magical and therefore extremely fascinating. The labyrinth is accompanied by a constant element of play, and the choice of paths is a part of an exciting and not devoid of fear wandering. In my labyrinths I really travel, I choose roads, I make decisions if they are always right, I will never know.
24 Hours / Saved Hours
“We see a disturbing movement and almost hear a sinister ticking, and somewhere in the distance a rhythmic breath and heartbeat”[8].
In the works entitled 24 Hours(2010) and Saved Hours(2011-2013) I am interested in my own inner time. I am haunted by the awareness of constant movement and this inability to stop the clocks… Time accelerates more and more, precisely measures units: hours, minutes, seconds, hundredths of a second and even thousandths, physics uses microseconds (millionths of a second), picoseconds (trillionths of a second) and even femtoseconds (quadrillionths of a second). Astrophysicist John Gribbin writes: “(…) time isn’t something that flows inexorably forward at the steady pace indicated by our clocks and calendars, but that it can be warped and distorted in nature, with the end product being different depending on just where you are measuring it from”[9].
In 24 Hoursmy clocks have no numbers and no hands, just like the first real clocks such as the Tower of the Winds in Athens or later medieval ones, I am not concerned with the accuracy of time measurement at all, but rather with the creation of a demonstration object. These are my personal clocks, into which I have introduced different types of lines: ECG records, sleep rhythm records, letters revealing the unique individual character of their authors’ handwriting. The word is not important here, I very consciously use a mirror image of this record so that the text is not legible. In 24 Hours“Imielska gives up almost completely the traditional and classically understood form of communication; only the tools of realization she keeps classical. In comparison with her previous works, 24 Hoursstart to resemble various graphic records: scores of contemporary musical compositions, works of concrete poetry, tachometric records or cardiological research charts. This way Imielska approached – perhaps for some time and perhaps for cognitive purposes – the area of conceptual art, assemblage and poetography”[10].
24 Hoursare static, they are supposed to stop time, Saved Hourstake on the character of dynamic systems, kaleidoscopes in which every element is subject to the law of changeability, unpredictability and constant movement.
Time – Images
“She loves the square – the only shape that does not exist in nature (apart from crystallography) – invented by man, which I also consider to be an apotheosis of rational interpretation of reality. All of her recent works can be found in this format”[11].
Piotr Potworowski said that before a painter puts a colourful spot on canvas, they first have to meet two conditions: discover the colour and fall in love with it. When painting hisMonochromes, Yves Klein juxtaposed three colours, to which he attributed specific properties: red is the colour of life, blue is the colour of the spirit, gold is the colour of the absolute. In my paintings, I treat colour with tenderness, each shade of it determines the kind of emotions, it is supposed to affect the senses, to stun the eyes: with Red, Orange, Yellow, Rainbow, it is supposed to taste like exotic fruit in a hot summer, when the temperature reaches 39 degrees and does not allow to fall asleep. The symbolism of geometric forms is revealed Between 45 and 90and in the structures of Timewriting”[12].
“Rainbow 2is a multi-coloured composition, built of small square units, reminiscent of a pixelated computer image. The association with virtual reality leads the reflection on the ways of understanding and presenting spacetime in a completely new way. Perhaps this work echoes Jean Baudrillard’s philosophical theory of simulation. Perhaps everything we experience is merely a semblance of reality, and time itself merely a concept that we have allowed ourselves to be imposed on us, and it is up to us alone to find its other perspectives”[13]?
Microcosm
Microcosms(2013-2016) refer to geometry and op art. Thanks to their light and dynamic effects they touch the infinity of space and time. “The works of Microcosmdirectly strike with a blaze of colours and light effects, like a kaleidoscope image reflected on canvas. These works emanate vital energy and exalted emotion, fully realizing Kandinsky’s postulate, who in colour was looking for a tool to move the appropriate tones of human sensitivity”[14]. Jacek Dyrzyński very aptly put my understanding of the Microcosm into following words: “She knows that there are no aesthetic differences between the micro- and macroworld, that both can be exciting, provoking for the artist. I think that her works have such an intellectual construction because great assumptions are atomized by small strokes of paintbrush and pen, which like painting molecules only build the whole. I maintain that her micro- and macrocosm perfectly complement each other – we can see the beauty and monumentality of the assumptions, as well as the richness of the particles that form them. I think that a lover of antiquity looks in a similar way, being fascinated by the silhouette of pyramids, but also by the number of boulders out of which they were once built”[15].
Art or Tricks
In the works titled Art or Tricks[16](2016-2017) our human time becomes too narrow notion for me, I confront it with cosmic time, I imagine that somewhere in space parallel worlds exist. My theory is: And Yet the Earth Has Its Reflection in the Universe. I would like to believe that, I would like to see in a distant galaxy: Planet Skela, Planet Akip, Planet Aizyd. Our Galaxy is one of hundreds of billions of galaxies, each one containing hundreds of billions of stars. The nearest star, the Sun, is 149.6 million kilometres away from the Earth, although this distance varies with the orbital movement of our planet, the light travels this distance in 8.5 minutes. Our Sun will probably still shine for about 5 billion years. Time and space is an unimaginable concept to me.
Are we in the centre of the Universe since the observed galaxies are moving away from us? The cosmological arrow of time follows the direction of the expanding universe. And what would happen if suddenly the universe stopped expanding and started to shrink? Would people live from old age to youth, remember the future, not the past, the clocks would go backwards? Science says this way: when the world begins to shrink, people will stop living, the condition of keeping the thermodynamic arrow of time is necessary here.
The psychological time arrow marks the direction of my works from the series Art or Tricks, it refers to one-way, asymmetrical and irreversible time, it flows unambiguously from the past to the future, never the other way round.
I used a simple trick in these works – a reflection by means of tracing paper, which allowed me to multiply entities, but their legibility disappears with the fifth copy. In the works About Oblivion andShort Memory, I address the problem of weakening and fading away our memory. I wondered what a human being without memory feels, how they read the world around them. Maybe they are then living in the imaginary time – this notion is introduced by the theory of relativity and quantum mechanics – measured by imaginary numbers, in which the difference between time and space disappears, without the past and the future, which determine the real time?
Cities: Ostrava / Shanghai / Beijing / Leszno / New York / Sieber
“With cities, it is as with dreams: everything imaginable can be dreamed, but even the most unexpected dream is a rebus that conceals a desire or, its reverse, a fear”[17].
There are places to which I return many times. The city of my return is, among others, Czech Ostrava[18]. I was charmed by the city about which Jaromir Nohavica sings: a “bitter city”, a “black star”, a “black heart”, but in this city “his fate is fulfilled”[19]. Ostrava, situated in the Moravian-Silesian Region, surrounded by three rivers: the Oder, the Opava and the Ostravice, underwent a metamorphosis, received a second, or perhaps another – looking at its interesting and long history – life. The city is divided into 23 districts, of which I was most enchanted by Ostrava- Vítkovice with its High Furnace Plants and Hlubina Mine, with a complex of houses similar in climate to Giszowiec and Nikiszowiec (districts of the city of Katowice) described in the book Black Gardenby Małgorzata Szejnert. Ostrava became an inspiration for my works, I created my own system of signs – rebuses and invited to decipher them. After all, we function in sign systems, we are dependent on them, there is some “inherent necessity” of their creation and use. “Man himself is a sign; his thought is a sign; his every emotion is a sign”[20]. I treated the seismographic records received from the Johann Palisa Observatory and Planetarium as peculiar ECG charts of Ostrava, on which I have applied the tissue of the city and included hidden symbols in the titles of the works: Golden Rose, Vitkovice, 3 Suns, And Yet the Green Hills, Black Star above Me, 17 Meters below the Ground, Planetarium, Colours of Ostrava[21].
Shanghaiand Beijingare other places marked on the map of my journeys, cities similar and contradictory at the same time[22]. In the works dedicated to Shanghai(2018-2019) I refer to Chinese art, calligraphy, blackness of Chinese ink and redness of seals. I wrote a diary, 18 days spent in Shanghai. On the first day, I was greeted by a typhoon, then a full moon and mooncakesfor the Mid-Autumn Festival. I remember the first sunthat appeared over this hitherto gloomy city. I moved between the narrowly built-up streets of the Bund, Skyscrapers Reaching the Cloudsof the Pudong, I remember a long walk to the Botanical Garden, the stunning Guilin Park with Moon Door, the Water lilies, the Red Dragon from Yu Garden, the Stream flowing through Yu Garden, and as a goodbye to Shanghai: The Red Sun on 1 Octoberand again the typhoon. Somewhere between a square and a circle, between the earth and the skythere was unforgettable Shanghai Museum[23].
I needed more time to describe my Beijing, a series of works was only created in 2019 and 2020. Beijing, unlike Shanghai, which is a very personal statement – has a definitely general, universal character, touches on history, oscillates between tradition and modernity. For me, it is a city with opposite symbols, like Taoist yin and yang, with complementary forces: sun and moon, day and night, summer and winter, joy and sorrow, fire and water, wind and earth, odd and even numbers. I definitely prefer former Beijing with the Temple of Heaven, the Forbidden City, the Summer Palace, Zhongshan Park and Lama Temple. I have inscribed the works in the original, brought from China, paper with a semi-circular shape on the golden background. I used the shape of a fan, an object that occupies an important place in Chinese history and which is very popular today, the object of everyday use and decorative object with various motifs: important events, scenes from everyday life, architecture, landscapes, flowers. I added my fans.
In 2014 I discovered the Harz Mountains, located in central Germany in Saxony-Anhalt and Lower Saxony. Arriving in the Harz Mountains, I stay in Sieber, a village located about 9 km from Herzberg am Harz[24]. Sieber, situated by the Sieber River, sunk between the mountains, seems to be a dormant and deserted settlement. I like this silence and this abandonment as if we were watching the world from a bird’s eye view, “as though there were no people, only the things they have made and in which they are hiding. One sees the places where they live and the roads that link them, one sees the smoke rising from their houses and factories, one sees the vehicles in which they sit, but one sees not the people themselves. And yet they are present everywhere upon the face of the earth…”[25]. When I go to the mountains, such as Groβe Knolle or Hanskühnenburg, I completely follow the Japanese shinrin-yokuprinciple which can literally be translated as “taking a bath in the forest”[26]. Although at the beginning I mark out the trails, in the end I go to wherever my imagination and my helpful map takes me. I walk in silence, I do not hurry, I use all my senses for a better experience and knowledge of this place, I listen to the music of the forest, I absorb its smell, I breathe slowly and deeply clean air, I taste excellent water, I admire the landscape, I try to forget about time, I am here and now… And then, when I go back to Sieber, to the Zum Pass Hotel, I sort all my impressions out and put them on paper.
Leszno is not the destination of my journeys, it is the third city after Bydgoszcz and Poznań with which I am connected in a special way[27], I had already dedicated works from the series Labyrinths(2008) and Saved Hours(2012) to this city, in 2018 it was saved in AGrain of Truth. While creating works from this series (Diary Sheetsand Letters to…), I was inspired by legends from the Leszno region, including Knight Wieniawa the Ring, Twardowski’s Treasures, The White Lady from the Castle of Rydzyna, Shepherd the Daredevil[28]and by the news of “Leszno life” taken from daily newspapers. I tried to connect these two worlds, to find a direct translation between past and present time, to find an analogy between legends and facts. The works took the form of postcards and letters, put in envelopes, ready to be sent out.
I am very impressed with New York. Already during my first trip to this city in 2017 I succumbed to its unusual atmosphere, and in 2018 this feeling was consolidated in me. I have an insatiable need to explore the news about this city. My guides are among others: Janusz Głowacki, Magdalena Rittenhouse, Hanya Yanagihara, Atticus Lish, Edward Rutherfurd, Jennifer Egan, Małgorzata Szejnert, Kamila Sławińska, and then I confront what I have read with what I have seen. I was lucky to live in Manhattan, Greenwich Village, 9th Street, right next to Tompkins Square Park, near Washington Square. It was my centre from which I set off on foot, by subway, sometimes by bus to various places that must have been seen: Brooklyn Bridge, Statue of Liberty, a remarkable World Trade Center Memorial, take a walk along Fifth Avenue, not bypassing Broadway and Flatiron Building, take a boat ride on the lake in Central Park, find yourself in the evening in Times Square, go from the beginning to the end of High Line, take the cable car to Roosevelt Island, say hello to the Atlantic Ocean on Coney Island, and in the evening go to the Metropolitan Opera for Vincento Bellini’s Norma, or to Carnegie Hall for the concert Polish Landscapes. Many times I would return to the Metropolitan Museum of Art, Museum of Modern Art (MoMa), New Museum of Contemporary Art, Guggenhaim Museum, Whitney Museum of American Art, Frick Collection, The Cloisters, Brooklyn Museum, SoHo Gallery. I will remember the wonderful exhibitions of Louise Bourgeois, Judy Chicago and Georgia O’Keeffe. These places became the titles of my works, which I dedicated to New York. For me, Manhattan is geometric, with its neat grid of streets that intersect at right angles to each other, with geometry that breaks away from the ground and moves with architecture high above the heads, touching the sky. Manhattan has inscribed itself in my earliergamesandplayswith geometry.
The works refer to postcards sent from a journey, once very popular, now replaced by much faster and more convenient forms of communication. These are drawings, watercolours, collages, in which the texts play a very important role: my notes and pieces of information taken from guides and books about New York. In the creative process I rediscovered this city, I did not try to speed up anything, the works took the form of peculiar mandalas, everything was flowing and growing with its rhythm full of harmony, concentration and peace.
“What does it mean to describe a place? Of course, you have to show all its physical tangibility – its shape, image, light, smell, colour of the air, colour of the earth, transparency of the sky; you have to situate it in a wider space, place it on maps. But even then when the most meticulous image emerges, it will soon prove insufficient, because it will be static and unchangeable. That is why it is necessary to take the next step and add time to the place – only then the story will be off like a shot and the place will come to life”[29].
Archaeology from My Drawer
In 2019 another theme immersed in my “timewriting” appeared, I called it Archaeology from My Drawerwhere different times, spaces and memories meet. Old objects, important and unimportant bits and pieces inhabit the nooks and crannies of the house, wardrobes, shelves, drawers, lie quietly, hidden for my eyes, absent from my memory, waiting for the right time to reveal themselves. I settled among these “orphaned things” and established “cooperation with them”[30]. Do I invade the privacy of the former owners when I use their furniture, eat from their plates, brew tea in porcelain jugs, when I read letters, documents, books they left, touch souvenirs, look at photo albums where the photographed people are often revealed in an aura of intimacy? And although I could follow Katarzyna Kędzierska’s words: “things are just things. They can be beautiful, they can be useful, they can have the power to recall memories, but they are still just things. They will not love me or make friends with me”[31], nevertheless I am rather inclined to admit that “things need humans, and vice versa. Humanity starts with things; animals don not have things, notes the French philosopher Michel Serres. […] “So things – memory vehicles – inventoried and secured, go to their new owners or disintegrate here, on the spot – each one differently, depending on the matter out of which they were made”[32].
After years the objects acquire special value. Even in the simplest and seemingly insignificant ones, there is hidden some astonishing beauty, crumbs of life, some part of the person who made or used them, a scent not belonging to the here and now, the colour of a yellowed sheet of paper, patina, rust… Each of us in their own way creates “a kind of individual museums and archives. Getting rid of them raises the fear of impoverishing our own Self”[33].
The next disclosure of Archaeology from My Draweris contained in Zbigniew Herbert’s words that permanence of objects reminds us of our impermanence, and in the words of Wisława Szymborska: “The crown has outlasted the head./ The hand has lost out to the glove. The right shoe has defeated the foot. /[…]/The battle with my dress still rages on”[34].
It is true that objects can outlive people, but these are people who make sense of them and therefore abandoned by people are deprived of this sense unless they are taken back and cared for again. Everything that surrounds us, everything we touch, every object “is from its beginnings in constant transformation, different in every split second, created anew, not similar to itself from a moment ago. As W.G. Sebald writes in The Rings of Saturn, ‘nothing is permanent. On every new form a shadow of destruction has already been cast’”[35].
I want to get the out of the chaos of regained things these most important ones for me, to know their history, but also to give them new meanings, a new sense, an “infinite potential for change”[36]. Through the latest works I want to create my own story about the people and places close to me, “to the existence of its former inhabitants I add my existence, on their traces I imprint my trace – I create the present for those who come after me. Each present time, whether current or future, according to the French archaeologist Laurent Olivier, ‘consists essentially of a palimpsest of all the existences of the past that have been recorded in matter”[37].
[1]Prof. Andrzej Klimczak-Dobrzaniecki, Academy of Fine Arts in Wrocław, excerpt from the review in connection with the proceedings for awarding Joanna Imielska the title of professor of fine arts, 2013.
[3]Wislawa Szymborska, The Three Oddest Words, trans. St. Barańczak and C. Cavanagh, [in:] eadem, Poems: New and Collected 1957-1997, Orlando: A Harvest Book – Harcourt, 2000, p. 261.
[4] Prof. Grzegorz Sztabiński, Academy of Fine Arts in Łódź, University of Łódź, excerpts from reviews of the works in connection with presenting the postdoctoral thesis (habilitation).
[5]Prof. Wojciech Müller, Academy of Fine Arts in Poznań, excerpts from reviews of the works in connection with presenting the postdoctoral thesis (habilitation).
[6]J. Berger, About Looking, New York: Vintage Books, 1991, p. 196.
[7]R. Solnit, Wanderlust: A History of Walking [e-book], New York: Penguin. 2002.
[8]J. Gongała,’Zapisane godziny Joanny Imielskiej’ [Joanna Imielska’s Saved Hours] , text for the exhibition: Zapisane godziny [Saved Hours], Wspólna Gallery, Bydgoszcz 2014.
[9]A. Toffler, The Third Wave, Bantam Books: New York, 1981, p. 298.
[10]Prof. Andrzej Klimczak-Dobrzaniecki, Academy of Fine Arts in Wrocław, op. cit.
[11]Prof. Jacek Dyrzyński, Academy of Fine Arts in Warsaw, excerpts from reviews of the works in connection with presenting the postdoctoral thesis (habilitation).
[12] These are the titles of works from the seriesTime – Images(2003-2016).
[13]Justyna Gongała,’Zapisane godziny Joanny Imielskiej’, op. cit.
[15]Prof. Jacek Dyrzyński, op. cit.
[16]In the original Polish text (Sztuka czy sztuczki)thereis an untranslatable play on words. The Polish word sztuczkais translated into English as trick, however, in translation not only similarity in sound between the term sztuka(art) and sztuczka(trick) is lost, but also similarity in meaning, because the term sztuczkacould be also understood as a diminutive form of the term sztuka(translator’s note).
[17]Italo Calvino, Invisible Cities, translated from the Italian by William Weaver, San Diego – New York- London:
Harcourt Brace & Company, 1974, p. 44.
[18] I visited Ostrava for the first time in 2012, due to my cooperation with the University of Ostrava. I had four exhibitions here (3 individual and 1 group), I have friends here with whom I like to meet and cooperate.
[19]Song Ostravo, composition and lyrics by Jaromir Nohavica, 2003, Babylon, CD, 2003.
[20] Émile Benveniste, Semiology of Language, trans. G. Ashby and A. Russo, Semiotica 1981, Volume 37, Issue s1, p. 6.
[21]In 2016 I had an exhibition called Kaleidoscopesat the Mira Gallery, which was located at The Johann Palisa Observatory and Planetarium in Ostrava, the Czech Republic. From the observatory I received print-outs of seismographic records of Ostrava and its surroundings – it is a mining area that is constantly monitored. I treated these records as the ECG of Ostrava and referred them to my previous works: Labyrinths, 24 Hours, Saved Hoursin which I used my ECG records.
[22]I travelled to China in 2016 as part of a collaboration between the University of the Arts in Poznań and Shanghai Normal University in Shanghai.
[23]These are selected titles of works from the Shanghaiseries, works created in 2018, technique: ink, fineliner on paper, 17×23 cm.
[24]My trips to Sieber began in 2014 at the invitation of the owners of the Zum Pass Hotel, Teresa and Zygmunt Liberski. I have visited this place 8 times so far. I come here to the open air with students, organize exhibitions and artistic meetings.
[25]W.G. Sebald, The Rings of Saturn [e-book], trans. Michael Hulse, London: New Directions Books, 1998.
[26]H. García, F. Miralles, Shinrin yoku. Japońska sztuka czerpania mocy z przyrody [Shinrin Yoku. Japanese Art of Drawing Power from Nature], trans. Monika Skowron, Kraków: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2018, p. 12.
[27]I have been associated with Leszno since 1988, mainly due to the proximity of my place of residence (I live in Pępowo, which is 46 km away from Leszno) and my contacts with the MBWA Gallery in Leszno.
[28]B. Świderski, Ilustrowany opis Leszna i ziemi leszczyńskiej [Illustrated Description of Leszno and the Leszno Region], Leszno: Księgarnia A. Krajewicza, 1928.
[29]O. Tokarczuk, Moment niedźwiedzia [The Moment of the Bear], Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2012, p. 135.
[30]M. Sznajderman, Pusty las [Empty Forest], Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2019, p. 194.
[31]K. Kędzierska, Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce [Want Less. Minimalism in Practice], Kraków: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2016, p. 128.
[32]M. Sznajderman, Pusty las, op. cit., p. 192.
[33]K. Kędzierska, Chcieć mnie…j, op. cit., p. 128.
[34]Wislawa Szymborska, Museum, trans. St. Barańczak and C. Cavanagh, [in:] eadem, Poems: New and Collected 1957-1997, Orlando: A Harvest Book – Harcourt, 2000, p. 30.